Nie mogę powiedzieć, bym była pedantyczna, ale lepiej mi się żyje w czystym i uporządkowanym domu. Gdy mam mało rzeczy i względnie wszystkie na swoim miejscu, to dbam bardzo, żeby coś nie zakłóciło tego ładu. Zmywam zastawę stołową i od razu odkładam na miejsce. Tak mam, np. w przyczepie kempingowej podczas wakacji. Jak w pudełeczku: talerzyki, szklanki, sztućce wszystko ma swoje miejsce. Zmywam na bieżąco, bo nie ma gdzie składować brudnych naczyń. Łóżka pościelone. Kosmetyki i leki równo poustawiane.
Ale w domu... odkąd są Dzieci to zupełnie nie mogę sobie poradzić z utrzymaniem porządku. Jedynie pranie udaje mi się ogarnąć. Także gotowanie i zmywanie naczyń leci na bieżąco. Ale wszędzie leżące zabawki, kartki papieru z rysunkami, kredki świecowe i ołówkowe, elementy z jajek niespodzianką, klocki: drewniane, plastikowe, Lego Duplo, traktorki, ciągniki, betoniarki, samochodziki, pociągi... mnóstwo zabaweczek. I "obrastamy" w te zabawki, choć większość zwykłych plastikowych zabawek, które Dzieci dostają oddaję w dobre ręce maluchów, które raczej nie mają się czym bawić. Jednak, mimo wszystko zostaje tego sporo. I medal temu, kto mi podpowie, jak się w tym zabawkowym chaosie ogarnąć, by dom wyglądał jak dom, ale nie kosztem dzieci, bo przecież bawić się czymś muszą.
Moim wstydem jest też jeden pokój, który kiedyś (gdy studiowałam i potem pracowałam w domu) był miejscem nauki i pracy. Kilka regałów z książkami, biurko - miejsce do pracy, komputer. Na półkach ustawione pudełeczka z ważnym rachunkami, segregatory z dokumentami. Tak było kiedyś. A dziś ledwo można tam wejść. Kartony po butach dzieciaków, materiały plastyczne, którymi można obdzielić przedszkole. I wiele innych drobiazgów, już nieposegregowanych, tylko układanych w pośpiechu na rozpadających się kupkach, bo segregatory i pudełeczka pękają w szwach, a ja nie mam czasu... a dziś przyznam się, że już nawet chęci, żeby doprowadzić to do porządku. Pokój woła RATUNKU, dlatego omijam go łukiem :( A naprawdę chciałabym to uporządkować, tylko tak żal wiele rzeczy wyrzucić. Jestem naiwnie sentymentalna :( a tu potrzeba "twardej ręki".
Moim wstydem jest też jeden pokój, który kiedyś (gdy studiowałam i potem pracowałam w domu) był miejscem nauki i pracy. Kilka regałów z książkami, biurko - miejsce do pracy, komputer. Na półkach ustawione pudełeczka z ważnym rachunkami, segregatory z dokumentami. Tak było kiedyś. A dziś ledwo można tam wejść. Kartony po butach dzieciaków, materiały plastyczne, którymi można obdzielić przedszkole. I wiele innych drobiazgów, już nieposegregowanych, tylko układanych w pośpiechu na rozpadających się kupkach, bo segregatory i pudełeczka pękają w szwach, a ja nie mam czasu... a dziś przyznam się, że już nawet chęci, żeby doprowadzić to do porządku. Pokój woła RATUNKU, dlatego omijam go łukiem :( A naprawdę chciałabym to uporządkować, tylko tak żal wiele rzeczy wyrzucić. Jestem naiwnie sentymentalna :( a tu potrzeba "twardej ręki".