Mam od pewnego czasu kłopot. Moja Lusia (lat 4) w obcych miejscach, szczególnie w obliczu nieznanej grupy osób, jest baaardzo nieśmiała. Rzekłabym, że chorobliwie. W takiej sytuacji nie trzyma kontaktu wzrokowego z dorosłymi i dziećmi. Patrzy się w ziemię i nawet jak odpowiada na pytania to w taki sposób, że rozmówca nie słyszy, co mówi :(
I teraz kilka sytuacji dnia codziennego.
W ubiegłym tygodniu byliśmy na basenie pierwszy raz z przedszkolem (od tego roku nasze przedszkolaki mają basen). Lusia oswojona z wodą jest od 4 miesiąca życia. Lubi basen, lubi pływać, skacze na bombę, zjeżdża na zjeżdżalni, nurkuje. Można powiedzieć - woda to jej żywioł. W związku z poleceniem pań przedszkolanek w domu mamy przećwiczone rozbieranie się w 3 minuty i przebieranie w kostium. Jest samodzielna i zawsze się sama ubiera/rozbiera, więc to dla nas nie kłopot.
Córka ten konkretny basen zna, chodzi tam z nami od ponad trzech lat, najpierw raz w tygodniu, teraz kilka razy w miesiącu. Zna ratowników i trenerów. Zna i lubi też swoją grupę przedszkolną. I tego dnia na basen idę też ja - jako opiekunka.
W szatni moja Lunia podczas rozbierania się patrzy na wszystkie dzieci, rozgląda się (jakby pierwszy raz tu była). Ubrana w kostium jest jako jedna z ostatnich. Dalej dzieci idą pod prysznice. I zaczyna się lekcja. Instruktorzy uczą dzieci, jak odliczać na zbiórce, pokazują części basenu, mówią co dziś będą robić. Proszą, żeby ustawić się w kolejce po rękawki. Lusia idzie dziersko, staje jako piąta w kolejce. Rękawki dostaje jako ostatnia!!! z ponad dwudziestki dzieci. Wystawiła rękę i patrzy w ziemię i czeka, aż jej pani instruktor włoży. Inne dzieci powchodziły przed nią. Zagadywały do istruktorek, lub chociaż wołały "teraz ja". A Lusia stała jak słup soli z wyciągniętą rączką do końca. Wyglądało to jakby Pani ją pomijała.
Następnie dzieci mają wejść do wody przy drabince. Lusia stała blisko wody, jako jedna z trzech osób najbliżej barierki. Instruktorki powiedziały, żeby zrobić kolejkę "gęsiego". Dzieci się ścisnęły w kolejkę. Lusia została z boku, popatrzyła na dzieci i poszła na koniec kolejki :( Za nią były jeszcze 4 płaczące osoby, które nie chciały w ogóle wejść do wody. Zanim weszła do wody minęło 10 minut, bo różnie dzieci reagowały, jedne szybko wchodziły, a inne po kilka razy. Połowa grupy (ta pierwsza) już zrobiła kilka ćwiczeń rozgrzewających zanim Lusia się doczekała wejścia do basenu. Była ostatnia, bo ta czwórka nie weszła w ogóle. Kilka razy machnęli nogami i zaczął się czas zabawy. Z zajęć niewiele skorzystała.
I teraz kilka sytuacji dnia codziennego.
W ubiegłym tygodniu byliśmy na basenie pierwszy raz z przedszkolem (od tego roku nasze przedszkolaki mają basen). Lusia oswojona z wodą jest od 4 miesiąca życia. Lubi basen, lubi pływać, skacze na bombę, zjeżdża na zjeżdżalni, nurkuje. Można powiedzieć - woda to jej żywioł. W związku z poleceniem pań przedszkolanek w domu mamy przećwiczone rozbieranie się w 3 minuty i przebieranie w kostium. Jest samodzielna i zawsze się sama ubiera/rozbiera, więc to dla nas nie kłopot.
Córka ten konkretny basen zna, chodzi tam z nami od ponad trzech lat, najpierw raz w tygodniu, teraz kilka razy w miesiącu. Zna ratowników i trenerów. Zna i lubi też swoją grupę przedszkolną. I tego dnia na basen idę też ja - jako opiekunka.
W szatni moja Lunia podczas rozbierania się patrzy na wszystkie dzieci, rozgląda się (jakby pierwszy raz tu była). Ubrana w kostium jest jako jedna z ostatnich. Dalej dzieci idą pod prysznice. I zaczyna się lekcja. Instruktorzy uczą dzieci, jak odliczać na zbiórce, pokazują części basenu, mówią co dziś będą robić. Proszą, żeby ustawić się w kolejce po rękawki. Lusia idzie dziersko, staje jako piąta w kolejce. Rękawki dostaje jako ostatnia!!! z ponad dwudziestki dzieci. Wystawiła rękę i patrzy w ziemię i czeka, aż jej pani instruktor włoży. Inne dzieci powchodziły przed nią. Zagadywały do istruktorek, lub chociaż wołały "teraz ja". A Lusia stała jak słup soli z wyciągniętą rączką do końca. Wyglądało to jakby Pani ją pomijała.
Następnie dzieci mają wejść do wody przy drabince. Lusia stała blisko wody, jako jedna z trzech osób najbliżej barierki. Instruktorki powiedziały, żeby zrobić kolejkę "gęsiego". Dzieci się ścisnęły w kolejkę. Lusia została z boku, popatrzyła na dzieci i poszła na koniec kolejki :( Za nią były jeszcze 4 płaczące osoby, które nie chciały w ogóle wejść do wody. Zanim weszła do wody minęło 10 minut, bo różnie dzieci reagowały, jedne szybko wchodziły, a inne po kilka razy. Połowa grupy (ta pierwsza) już zrobiła kilka ćwiczeń rozgrzewających zanim Lusia się doczekała wejścia do basenu. Była ostatnia, bo ta czwórka nie weszła w ogóle. Kilka razy machnęli nogami i zaczął się czas zabawy. Z zajęć niewiele skorzystała.
W tym tygodniu dużo z Lusią rozmawiałam o tym, że trzeba patrzeć w oczy, bo pani nie zauważy, że ona czeka i nie trzeba uciekać na koniec kolejki, tylko stawać w swoim miejscu.
Nadszedł kolejny dzień basenowy. W przebieralni uubieranie kostiumu poszło nam nieźle. Dawałam komendy: zdjemujemy to, wkładamy to, szykujemy ręcznik. Sporo dzieci skorzystało, bo ubierały się na te moje komendy :))) i sprawnie to wszystkim poszło. I na basenie znów zbiórka, odliczanie, idą po rękawki. I Lusia znów stoi z wyciągniętą rączką, patrzy w ziemię, dzieci ją mijają. Rękawki otrzymała jako ostatnia :((( Płakać mi się zachciało, gula w gardle sstanęła. No co jest? Przecież rozmawiałyśmy, rozumiała, ćwiczyłyśmy podchodzenie bliżej i tu w sytuacji stresowej znów ją zmroziło :(((
Później była kwalifikacja do grup. Dzieci pływały i wykonywały ćwiczenia w wodzie. Lusia jako jedna z dwóch najlepiej pływających osób z grupie, została wyłoniona przez instruktorkę od razu jako "zaawansowana". Jest to zgodne ze stanem faktycznym, bo pływa bez tych makaronów i innych pomocy, powoli rezygnując z rękawków.
Ale cóż z tego, jak ona głownie stoi na brzegu, bo się przebić nie może. Zawsze ostatnia. Z głową spuszczoną i wzrokiem wbitym w podłogę.
Nadszedł kolejny dzień basenowy. W przebieralni uubieranie kostiumu poszło nam nieźle. Dawałam komendy: zdjemujemy to, wkładamy to, szykujemy ręcznik. Sporo dzieci skorzystało, bo ubierały się na te moje komendy :))) i sprawnie to wszystkim poszło. I na basenie znów zbiórka, odliczanie, idą po rękawki. I Lusia znów stoi z wyciągniętą rączką, patrzy w ziemię, dzieci ją mijają. Rękawki otrzymała jako ostatnia :((( Płakać mi się zachciało, gula w gardle sstanęła. No co jest? Przecież rozmawiałyśmy, rozumiała, ćwiczyłyśmy podchodzenie bliżej i tu w sytuacji stresowej znów ją zmroziło :(((
Później była kwalifikacja do grup. Dzieci pływały i wykonywały ćwiczenia w wodzie. Lusia jako jedna z dwóch najlepiej pływających osób z grupie, została wyłoniona przez instruktorkę od razu jako "zaawansowana". Jest to zgodne ze stanem faktycznym, bo pływa bez tych makaronów i innych pomocy, powoli rezygnując z rękawków.
Ale cóż z tego, jak ona głownie stoi na brzegu, bo się przebić nie może. Zawsze ostatnia. Z głową spuszczoną i wzrokiem wbitym w podłogę.
W tym tygodniu zaliczyliśmy również zajęcia z języka angielskiego, na których był mąż, który ma znaczniej mniej cierpliwości niż ja i nie wzmacnia tak słowem. I był załamany. Z jego relacji: "nie patrzy na panią. Pani nie słyszy, co ona odpowiada. Zamiast wykonywać polecenia patrzy cielęcym wzrokiem na inne dzieci" :(((
Potem w domu lekcje przerabiam z córką w zabawie. Pytam o słówka, jakąś wyliczankę powiem, żeby przetrawiła to, co pod wpływem stresu może nie do końca jej zapadło w pamięć. Ale szczerze powiem, że pomysłów mi brakuje, jak ją odblokować i gdzie właściwie jest problem.
Byłam już u kilku specjalistów, psychologów, w poradni PP, ale ona w kontakcie jeden na jeden jest super i nic nie widzą niepokojącego. Komunikatywna, rozmowna, rzeczowa, wykonująca polecenia, wychodząca z inicjatywą. I przez to uznane jest, że wszystko gra...
Teraz robimy prywatnie diagnozę SI i rozwoju psychoruchowego, bo Lusia jest nadwrażliwa na hałas, a sama dużo hałasu w domu generuje. Jest też wrażliwa na zaburzenia rytmu dnia i często wraca z przedszkola przebodźcowana i musi odpocząć i się wyładować. Nie panuje wtedy nad emocjami i często płacze już przekraczając próg domu. Panie przedszkolanki chyba by mi nie uwierzyły.
Sama już nie wiem, jakie zajęcia mogłyby jej pomóc w przełamaniu tej nieśmiałości w grupie. Może ktoś podpowie, gdzie pójść i o co prosić....
***
Teraz robimy prywatnie diagnozę SI i rozwoju psychoruchowego, bo Lusia jest nadwrażliwa na hałas, a sama dużo hałasu w domu generuje. Jest też wrażliwa na zaburzenia rytmu dnia i często wraca z przedszkola przebodźcowana i musi odpocząć i się wyładować. Nie panuje wtedy nad emocjami i często płacze już przekraczając próg domu. Panie przedszkolanki chyba by mi nie uwierzyły.
Sama już nie wiem, jakie zajęcia mogłyby jej pomóc w przełamaniu tej nieśmiałości w grupie. Może ktoś podpowie, gdzie pójść i o co prosić....
***
Poza tym Lusia jest dziewczynką rozgadaną i pogodną. Lubi ruch, zabawy na świeżym powietrzu. Szybko dogaduje się z dziećmi w kontakcie 1na1. Nie zabiera zabawek, nie obraża się. I od tego roku szkolnego uwielbia chodzić do swojego przedszkola.