Zaniedbałam się. Ostatnie dni są dla mnie strasznie ciężkie. Czuję, że baterie się wyczerpują. Mało sypiam i monotonia dnia codziennego mnie powoli dobija.
Z niczym nie mogę zdążyć. A cały czas coś próbuję popchnąć do przodu (o dziwo dużo się udaje) Zdarzają się chwile w ciągu dnia, kiedy chciałabym usiąść do tego mojego pamiętnika i coś napisać od siebie i dla siebie, a jednak nie ma możliwości. A w nocy chce się spać :(
Lulek - odkąd podczas inhalacji odkrył, że w komputerze są piosenki - jak widzi komputer to mu się oczy świecą i nie odpuszcza, wyjąc "Mama, otórz komputer!!!". I ryk jest nie do zatrzymania. Musze stawać na głowie, żeby odwrócić jego uwagę jakąs bardzo absorbującą nas obydwoje zabawą. Dlatego z reguły komputer w ciągu dnia jest zamknięty w schowku. A i tak w najczęściej Lulkowi się coś przypomni i szuka komputera po całym domu. Kończy poszukiwanie płaczem od którego czacha mi pęka.
Jestem pewna, że komputer byłby świetnym wybawieniem w chwilach, gdy muszę przyrządzić posiłek, pozmywać naczynia, poukładać w szafie pranie, poszukać dokumentów itd. Gdy jest komputer to mogę spokojnie robić swoje, a Lulka nie ma. Ale nie o to przecież chodzi. Albo inaczej, nie tak to ma wyglądać, że ja tu się kręcę po domu, a dziecko z kwadratowymi oczami "gapi się" w monitor.
Przez pierwsze trzy lata życia Lusia nie znała w ogóle TV i komputera. I do dziś jest dzieckiem które woli książkę, kolorowankę, grę, klocki niż laptopa. A Lulek mi wariuje. Dlatego w dzień nie mam możliwości usiąść do komputera i choćby zapłacić rachunki, zrobić zakupy, nie mówiąc o przyjemnościach takich jak czytanie poczty, blogów, czy własne pisanie.
I siadam do komputera, gdy wszystko w domu ogarnę czyli grubo po północy. A to jest dla mnie za późno. Nie wiem, jak to zmienić. A jest mi z tym rozkładem dnia źle :(
Z niczym nie mogę zdążyć. A cały czas coś próbuję popchnąć do przodu (o dziwo dużo się udaje) Zdarzają się chwile w ciągu dnia, kiedy chciałabym usiąść do tego mojego pamiętnika i coś napisać od siebie i dla siebie, a jednak nie ma możliwości. A w nocy chce się spać :(
Lulek - odkąd podczas inhalacji odkrył, że w komputerze są piosenki - jak widzi komputer to mu się oczy świecą i nie odpuszcza, wyjąc "Mama, otórz komputer!!!". I ryk jest nie do zatrzymania. Musze stawać na głowie, żeby odwrócić jego uwagę jakąs bardzo absorbującą nas obydwoje zabawą. Dlatego z reguły komputer w ciągu dnia jest zamknięty w schowku. A i tak w najczęściej Lulkowi się coś przypomni i szuka komputera po całym domu. Kończy poszukiwanie płaczem od którego czacha mi pęka.
Jestem pewna, że komputer byłby świetnym wybawieniem w chwilach, gdy muszę przyrządzić posiłek, pozmywać naczynia, poukładać w szafie pranie, poszukać dokumentów itd. Gdy jest komputer to mogę spokojnie robić swoje, a Lulka nie ma. Ale nie o to przecież chodzi. Albo inaczej, nie tak to ma wyglądać, że ja tu się kręcę po domu, a dziecko z kwadratowymi oczami "gapi się" w monitor.
Przez pierwsze trzy lata życia Lusia nie znała w ogóle TV i komputera. I do dziś jest dzieckiem które woli książkę, kolorowankę, grę, klocki niż laptopa. A Lulek mi wariuje. Dlatego w dzień nie mam możliwości usiąść do komputera i choćby zapłacić rachunki, zrobić zakupy, nie mówiąc o przyjemnościach takich jak czytanie poczty, blogów, czy własne pisanie.
I siadam do komputera, gdy wszystko w domu ogarnę czyli grubo po północy. A to jest dla mnie za późno. Nie wiem, jak to zmienić. A jest mi z tym rozkładem dnia źle :(
Dzieci chorują. Lusia zaliczyła właśnie zapalenie uszu. Jeszcze nie jest w pełni zdrowa dlatego siedzimy w domu od ponad trzech tygodni i już we trójkę fiksujemy. Ile można CAŁYMI DNIAMI układać lego, bawić się w lekarza, sklep, przedszkole. Brakuje nam odskoczni - spacerów i ludzi. A ile bałaganu się robi, to chyba nikt nie uwierzy. Dzieci wyciągają wszystko z szaf, przebierają się i nic nie wraca na miejsce. Zabawki przenoszą z pokoju do pokoju. Cały dom to plac zabaw. A w nocy po całym dniu z dziećmi nie mam już siły latac i sprzątać do pojemników oddzielnie klocków, lalek Barbie, zestawu samochodzików, samolocików. A idą święta, chciałabym choć trochę dom ogarnąć i poczuć ład i porządek. Ale chyba musiałabym w workach powynosić zabawki.
Już teraz snuję jakie będą moje noworoczne postanowienia, których notabene nigdy nie robiłam. Mam swój pierwszy raz. M.in. zrobienie selekcji w zabawkach i oddanie tych, bez których dzieci się obejdą; kontynuowanie robienia albumów zdjęć dla dzieci "na pamiątkę", co zabiera dużo czasu, uporządkowanie mojego biurka i szuflad, które czekają na ten moment już 1,5 roku.
Jakiś potwornie podły nastrój mnie ogarnął i przygniata. Niby się uśmiecham, bawię, ale jestem smutna i rozżalona. Oby się to rozjaśniło i jakieś złote myśli pojawiły, co tu zmienić, żeby było lepiej.
Oczy mi się zamykają i chyba czas spać... Jutro nowy dzień.