poniedziałek, 19 stycznia 2015

Do południa w piżamie... kontrowersje

Powiedzmy, że w czasach uniwersyteckich, gdy pisałam różne ważne prace, tudzież artykuły naukowe wymagające szczególnego wytężenia umysłu miałam schemat dnia dopasowany do sytuacji. Było mi z nim dobrze, a nikomu nic do niego :D
Otóż, gdy rano wstawałam, siadałam w piżamie i wertowałam notatki, czytałam książki, później siadałam do swojego tekstu i pisałam, poprawiałam, doczytywałam. W międzyczasie wypijałam kawę, zagryzałam ją rogalikiem. Około południa już byłam wypompowana i potrzebowałam wytchnienia. Szłam pod prysznic, zmieniałam piżamę na normalne ubranie. Jadłam drugie śniadanie. Czasami szłam na chwilę do ogrodu zobaczyć, jak rośliny wzrastają. Wtedy jeszcze miałam swój mały ogródek, o który dbałam.
Po tej około godzinnej przerwie wracałam do pisania i czytania. I tak około 17.00 zamykałam temat pisania i wychodziłam z domu. Szłam na spacer lub najczęściej spotkać się ludźmi, porozmawiać, pośmiać, zrelaksować.

I to siedzenie do południa w piżamie doprowadzało moją mamę do szału. Jak można pół dnia spędzić w piżamie (???).

Dziś też ubrałam się około południa (choć teraz prawie nigdy tak nie robię). Wstałam rano, ubrałam dzieci, przygotowałam sobie i dzieciom śniadanie, zjedliśmy, podałam im leki. Ugotowałam zupę i kompot. Usmażyłam naleśniki. Przygotowałam przesyłki do wysłania. I tak w piżamie zastało mnie południe. Wzięłam prysznic (akurat dzieci zgodnie bawiły się w przedszkole). Przebrałam się w ubranie domowe. Była 13.00. Zgodnie z planem dnia zjedliśmy obiad. I wyszliśmy na spacer na 2 godziny.
I cóż z tego, że byłam w piżamie do południa. Wszystkie obowiązki wypełniłam. Ale niektórym to się nie mieści w głowie...

Przeczytałam ostatnio u jednej z dziewczyn, że odkąd urodziła (całkiem niedawno) do wczesnego popołudnia chodzi w piżamie, bo nie ma się kiedy ubrać. I ja ją rozumiem.
Pamiętam z początków własnego macierzyństwa, że przez pierwszy miesiąc po porodzie chodziłam do południa w piżamie, chyba, że mieliśmy wizytę u lekarza. A jeśli nie piżamie to w podomce, żeby było wygodniej. I byłam rozgrzeszona. Bo miałam małe dziecko uczepione cycka. A dziś już mi nie wolno... Dlaczego?

Kilka dni temu wpadł mi w ręce tekst, w którym autorka przekonywała, żeby robić to na co się ma ochotę i nie robić tego, co sprawia nam przykrość czy dyskomfort. Oczywiście mowa tu o prozaicznych sprawach. Nie lubisz zmywać, kup zmywarkę. Nie chcesz się spotykać z koleżanką X, to zrezygnuj z tej znajomości. Nie lubisz chodzić do teatru, to pójdź do kina (jeśli lubisz :)) NIC NA SIŁĘ. I te słowa postanowiłam sobie wziąć do serca...

Ciężko się uwolnić od ciągłego oglądania się na innych. Zagłuszyć słowa krytyki i próby sterowania Twoim życiem... Bywa trudno, ale mam nadzieję, że jest to możliwe.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Warunki szkodliwe... dylematy Matki Polki

Dziś popołudniu dopadł mnie prawdziwie smętny nastrój. Jutro wielki dzień, Lusia po ponad miesięcznej przerwie wraca do przedszkola. Jest to powrót przez nią już trochę oczekiwany, ale jak się dziś okazało z nutą strachu.
Lusia od kilku tygodni zasypia sama przy Audiobooku. Można powiedzieć znowu, bo przecież już tak było. A dziś sen nie przychodził. Zaczęły się wędrówki po domu: "Mamo potrzebuję Twojej rączki". Mamy taki rytuał, że jeśli nie może zasnąć (a wykluczamy ssanie pieluchy podczas zasypiania) prosi bym dała jej moją rękę. I trzymając tak dłoń w mojej dłoni zasypia. W ostatnich tygodniach ta metoda nie była potrzebna, bo audiobook wyciszał i sen się pojawiał niemalże od razu. Ale nie dziś. Lusia potrzebowała ręki Mamusi. Gdy tylko usiadłam obok łóżeczka i złapałam ją za rękę, odliczyłam 12 oddechów i Lusia spała.

Byłam wczoraj u koleżanki i jak to w rozmowie opowiadałam, jak u nas minął ostatni miesiąc. I tak sobie to podsumowałam przy okazji...
Od miesiąca Lusia zdrowa (choć płyn u uszach utrzymywał się jeszcze 2 tygodnie po antybiotyku). Chodzi na zajęcia z języka angielskiego. Pani chwali. Córka moja ma fenomenalną pamięć. Pamięta słowa sprzed kilku miesięcy. Szybko uczy się nowych. Emocjonalnie się rozkręciła. Uśmiecha się częściej. Odpowiada na inicjatywy zabawy innych dzieci. Chyba jest dobrze.

Chodzi na zajęcia plastyczne. Zaczęła lepiej dociskać kredkę. Postacie są wyraźniejsze. Ludzie już wyglądają jak ludzie :) Mają wszystkie części ciała i są proporcjonalni. Ulubione motywy to: mama i rodzina. Rodzina jej własna, ale też inne wymyślone. Wśród tematów są też przedszkola, bloki, place zabaw, wakacyjne klimaty, jeziora, góry i stoki narciarskie.
Jeszcze w listopadzie Panie z przedszkola pokazywały mi zeszyty grafomotoryczne Lusi. Postacie na rysunkach oraz motywy umieszczone były w rogu kartki, takie malutkie ludziki, ledwie widoczne. A reszta kartki pusta. Miałam ją namawiać do zagospodarowywania całej kartki. O sprawie zapomniałam, bo święta i choroby. W tym czasie Lusia tworzyła w domu całe cykle rysunkowe i wszystko piękne, duże, wyraźne, w centrum kartki. Samo przyszło.... Jak czuła tak rysowała...

Pisałam już w poście noworocznym, że wymyśla zabawy: w lekarza, dom, restauracje, szpital, porodówke ;) obsadza nas w rolach i bawi się w życie.

Od ponad miesiąca uczymy się czytać. Mamy podręcznik. Proste książeczki do nauki czytania. I Lusia czyta. Coraz dłuższe teksty. Sprawia jej to frajdę i podnosi samoocenę. Bierze gazetę i czyta. Moje notatki i planery - oj, muszę już uważać ;) Pomagam, nie przeszkadzam, ale motywacja jest wewnętrzna.

Przymierzamy się do nauki godzin w zegarze. Już poczyniłyśmy pierwsze kroki. Prawie skończyłyśmy wyklejać nasz roboczy zegar. Rozmawiamy o porach dnia, godzinach, kiedy co robimy. Temat jest skomplikowany, ale chęci są duże, więc bierzemy byka za rogi.

Przed świętami byłam w przedszkolu złożyć Paniom życzenia. Dostałam kilka piosenek i wierszyków do nauczenia - zbliża się Dzień Babci i Dziadka. Kilka dni temu w popłochu wyjęłam kartki i zaczęłyśmy się uczyć. Wierszyki powtórzyłam 3-4 razy i Lusia już umiała. Piosenek nauczyła się w dwa wieczory. Opanowała wszystkie zwrotki. A ile przy tym zabawy, bo Lulek też śpiewa. Chyba na to konto zrobimy domowy Dzień Babci i Dziadka z występami. A co! :D

Wczoraj kupiliśmy Lusi łyżwy. Obok domu mamy lodowisko, mąż uznał, że warto to wykorzystać i się poruszać. I dwa dni weekendu spędziła na lodzie. Jeździła pierwszy raz i z jakim zapałem, śmiechem, radością i satysfakcją. Z poczuciem, że się z łyżwami na nogach urodziła :) Chciałaby jeszcze, codziennie. Ja też bym chciała...

Chcę zapisać ją na zajęcia "dziecięcych nutek", bo bardzo lubi śpiewać. Już raz byłyśmy na próbie i się podobało. Są dziewczynki w jej wieku, miła Pani, atmosfera zabawy. Ale przyszło chorowanie i już tego nie powtórzyłyśmy.

I tyle planów mamy. A przede wszystkim ja w domu mam zdrowe dziecko. Dzień układa się "normalnie". Rano idziemy po zakupy, robimy spacer po okolicy. Uczymy się i bawimy we trójkę. Dwa razy w tygodniu popołudniami Lusia idzie na zajęcia. Wieczorem możemy się wybrać do znajomych, spotkać się z ludźmi.
O tym jak jest podczas chorowania nie będę pisała, bo każdy wie, jak jest. W kółko oglądamy swoje 4 kąty i słuchamy pokasływania tudzież marudzenia.

Niedawno zrobiliśmy Lusi RTG nosogardła ze  względu na hipotezę powiększonego migdała. Lekarz wykonujący badanie napisał, że powiększenie jest nieznaczne i nie powinno mieć wpływu na drożność. Drożność jest prawidłowa. Jeśli potwierdzi to nasz laryngolog to ten punkt zaczepienia zostanie skutecznie wykluczony.

Zapisałam Lusię do poradni laryngologicznej w szpitalu klinicznym. Alergolog mi podpowiedział, że może powinno się zacząć od zrobienia wymazu bakteriologicznego z nosa, skoro katar jest bez przerwy. Ale w zasadzie to kataru nie ma bez przerwy. Nie było go np. w wakacje. Teraz po przeleczeniu antybiotykiem (ze względu na zapalenie uszu) katar całkowicie zniknął. On się pojawia tylko w jednych okolicznościach... I się zastanawiam, CZY W TYM WYPADKU WARTO ROBIĆ TO BADANIE?

I tak jutro Lusia idzie do przedszkola. Scenariusz już mi się rysuje w głowie...We wtorek- środę będzie "zatkana". W czwartek pojawi się ropny katar., który przez kolejne kilka dni się nasili na tyle, że dziecko będzie marudne, rozkojarzone, zasmarkane, ospałe i ciągle zmęczone, niechętne do nauki, wycofane, przygaszone. Dojdzie kaszel w nocy, bo katar lubi spływać - więc niewyspane, a razem z dzieckiem cały dom, bo jak nie słyszeć nocnego kasłania.

I opowiadam tej koleżance o tych moich dylematach. A ona trzeźwo mówi, to co ja już od dawna wiem(!!!): "Coś jej tam w tym przedszkolu szkodzi. Może jakiś grzybek, może inny alergen" (Fakt, że Lusia ma niewielką alergię, ale testy nie wykazały na co). I koleżanka pyta: "Czy tak na serio Lusia musi tam chodzić?"
I to jest sedno sprawy. Bywamy w różnych miejscach, w salach zabaw, w domu kultury, na różnych zajęciach i NIC jej nie szkodzi. A w przedszkolu zawsze coś....

Czy musi tam chodzić?... Ta moja ledwo 5-latka? No, trochę musi, bo jest w przymusowej "0", dzięki nowej ustawie o 6-latkach.
I niech mi ktoś powie: CO ROBIĆ? CO JEST WAŻNIEJSZE? CZY PRZEDKŁADAĆ EDUKACJĘ NAD ZDROWIE? CZY MOŻE PRZESADZAM I DZIECI TAK W KÓŁKO CHORUJĄ?

Z Małżem się dziś ścięliśmy, bo ja tu mówię o swoich obawach. A on wypala, że dla niego to bez znaczenia czy będzie chora czy nie. Ręce opadają. Może mu wszystko jedno, bo jest w pracy i nie ma "chorowania" na co dzień.
Ale już się nie chcę dodatkowo nakręcać, więc nie będę tematu drążyć.
Tylko wciąż odbija się od ściany pytanie "CO ROBIĆ?

piątek, 2 stycznia 2015

1 stycznia 2015... żegnam rok 2014

Siedzę sobie właśnie w pokoju dziennym. Przede mną stoi choinka ubrana w papierowe ozdoby naszego wyrobu i fragmenty pierniczków, których Lusia nie mogła dosięgnąć J, Z balkonu zagląda Renifer Lulusia. Choć nie ma śniegu, u mnie magicznie i świątecznie. Na ścianie szopka, którą przygotowywałyśmy z Lusią przez cały Adwent. A obok Adwentowy Kalendarz z zadaniami na każdy dzień. Aż do Wigilii.
Święta przyniosły mi wiele wytchnienia i czasu spędzonego z rodziną. Grudzień spędziłam w oczekiwaniu na Boże Narodzenie. I teraz tak sobie usiadłam przed północą 1. stycznia (maluchy spokojnie śpią) i myślę o roku 2014. I witam Nowy Rok 2015 ze spokojem i poczuciem spełnienia.

Rok 2014 nie był dla nas w żaden sposób przełomowy, ale był dobry i łaskawy. Przeżyłam go w zgodzie z własnym sumieniem. Ciesząc się z każdej chwili spędzonej z dziećmi. Bywało ciężko (szczególnie wtedy, gdy były chore), wątpiłam, czy dam radę, ale kto nie ma słabszych dni... Cieszę się (o czym już kilkakrotnie pisałam), że jest mi dane w tych pierwszych latach życia być razem z moimi dziećmi. Że nie muszę powierzyć ich opiece babci, opiekunki czy żłobka. Wymykać się o świcie do pracy i wracać do domu późną nocą i patrzeć na wyczekujące maluchy, które chciałby do mamy, ale nie da rady, bo teraz "mama jest zajęta", musi szybko zrobić kolację, wstawić pralkę, zapłacić rachunki.
Na ile to możliwe, nasze życie jest rutyniarskie i spokojne. Dzień do dnia podobny, ale to daje nam komfort. Nie śpieszymy się i nic nam nie ucieka. Jeśli akurat Lulek chce ze mną zbudować domek z Lego to siadam i buduję, bo zupę mogę wstawić za 15 minut. Nie pali się przecież.

Dzieci się cudownie rozwijają. Lulek ślicznie rozmawia całymi zdaniami. Jest bystry i kontaktowy. Do wycałowania. Mam nadzieję, że problemy alergiczne z czasem będą ustępowały i będzie mógł rozszerzyć dietę i jeść to co my.

Lusia robi ogromne postępy w nauce. Uczymy się w domu. Od półtora miesiąca uczymy się czytać i Córka moja już czyta samodzielnie proste zdania, napisy na etykietach, bilbordach, nagłówki w gazetach. I to czytanie sprawia jej wielką frajdę. Sama domaga się "domowych lekcji" i chodzi za mną z książeczkami :)
Jeszcze, żeby jej odporność się poprawiła. Ale wdrożyliśmy już homeopatię i liczę, że będzie lepiej. Chciałabym, żeby Lusia mogła więcej czasu spędzać z dziećmi. Poznać ich zabawy, sposoby komunikacji, i dziwne zachowania. Nauczyć się asertywności, wyrażania własnego zdania, nawiązywania przyjaźni.
Od miesiąca jest w domu ze względu na zapalenie uszu, które dość długo się leczyło. Podczas tej przerwy przedszkolnej zauważyłam ogromną poprawę w zachowaniu. Lusia częściej się śmieje. Wymyśla zabawy dla Lulusia i dla mnie: w dom, w lekarza (ginekologa najchętniej :)), w wycieczki na wakacje, w sklep. Rysuje duże postacie, wypełniając rysunkiem kartkę, a nie jak wcześniej malutkie obrazki w rogu strony. Więcej je, sama domaga się jedzenia. Nie płacze bez powodu. Gdy coś przewini przychodzi przeprosić bez krzyku i jęku. Potrafi wytłumaczyć, co zrobiła źle i wyjaśnić dlaczego tak zrobiła. Zasypia samodzielnie słuchając audiobooka. Nie gryzie rękawków, kocyka, poduszki. Przytula się do misia i śpi.
I choć wiem, że przebywanie w TYM przedszkolu jej nie służy to nie wiem, co mam dalej w tym temacie robić. Gmatwam się w myślach. Lusia chodzi na dodatkowe zajęcia, na które wcześniej chodziła i jest z nich zadowolona. Chłonie wiedzę i dobrze się tam bawi. Ale to przedszkole... dziś już nie ma odwrotu i do przedszkola chodzić musi. Ale czy musi. Jeśli to ją rozstraja psychicznie i po kilku dniach w grupie 20-osobowej jest poważna infekcja. Czy muszę narażać dziecko na ciągłe chorowanie, bo "każde dziecko chodzi do przedszkola". Wiem, wiem, że nie każde, ale jakoś nie do końca przełknęłam to, że moje akurat należy do tej wąskiej grupy, która nie chodzi, bo nie może. Czuję, że ten temat będzie wracał do mnie w kółko. Mam pewne plany, ale zobaczymy co z nich wyniknie.

Myślałam, czy robić postanowienia noworoczne. Nigdy ich nie robiłam. Ale w tym roku postawię sobie kilka priorytetów.
*) Zamierzam podreperować swoje zdrowie i dobre samopoczucie, bo już dawno nie poświęcałam sobie czasu. Przegląd u dentysty, podstawowe badania, kosmetyka to zadania na przyszły miesiąc :)
*) Mam alergiczną cerę i w ogóle się nie maluję, ale chcę to zmienić. Chcę być kobieta elegancką i zadbaną :) Poszukam kosmetyków hypoalergicznych, które mnie nie uczulą, a które dodadzą mi pewności siebie i sprawią, że patrząc w lustro nie będę odwracać głowy J
Siedzenie w domu rozleniwia i z czasem zapomniałam, że trzeba dbać o siebie na co dzień, a nie tylko od okazji do okazji.
*) Chcę uporządkować przestrzeń domową. Pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, i przy okazji chaosu. Już taka jestem, że jeśli mam ład wokół to i w głowie lepiej poukładane. Łatwiej mi się żyje i pracuje.
*) I teraz plus dla mnie: zauważyłam, że jestem lepszą gospodynią domową :D Uporządkowałam wiele czynności bieżących (które zajmowały mi zbyt wiele czasu) i teraz wszystko sprawnie realizuję. Poprawiłam się też w kwestii gotowania dla dzieci. Wymyślam potrawy, podpatruję blogi, inspiruję się i gotuję zdrowiej i smaczniej. Dzieci to czują, bo wołają o dokładkę :)
To może tyle na początek. Nie za dużo i nie za mało. Oby się nie zniechęcić :)

Życzę Wszystkim, którzy tu czasem zaglądają,
Dużo Zdrowia i Poczucia Szczęścia w Nowym Roku
Determinacji w dążeniu do wyznaczonych celów
I dobrych ludzi w koło. Takich, którrzy w chwilach zwątpienia szepną dobre słowo i podniosą na duchu.
Szczęśliwego Nowego Roku! :)