Jestem... tak długo mnie nie było, że nie wiem od czego zacząć. Ten wpis układałam już w głowie sto razy, choć wątpię, że zabrzmi tak jakbym chciała. Lubię pisać na fali emocji, żeby nic nie uciekło. Jednak podczas tych emocji mam mnóstwo elementów "rzeczywistości" do ogarnięcia i jestem zmuszona pisać, gdy jest na to czas. I właśnie dlatego przez miesiące ten wpis nie powstawał. Może też dlatego, że w głowie nie wszystko było poukładane.
Działo się u nas sporo. Nie o wszystkim chyba tu będzie.
Tak jak sobie obiecywałam w postanowieniach noworocznych zaczęłam dbać o swoje zdrowie. Korzystając głównie ze państwowej służby zdrowia NFZ, ponieważ jest bezpłatna. Doprowadziło mnie to donikąd. Mimo różnych objawów nic nie ustalono. W końcu poszłam do lekarzy prywatnie i teraz składam te puzzle do kupy. Nie jest idealnie, ale jak jest to jeszcze nie wiadomo. Mam nadzieję, że nie jest źle i wyjdę na prostą.
Nie lubię pisać o moim życiu osobistym. Wolałabym te słowa wylać do pamiętniczka schowanego głęboko w szufladzie. Ale w końcu prowadzę bloga w ramach pamiętnika, więc nie pozostaje mi nic innego niż tu rozlać trochę goryczy. Przechodzimy z mężem kryzys małżeński, po wielu wspólnych latach (piętnastu) po raz pierwszy. Jak sięgam pamięcią i się dokopię do wspomnień to trwa on od mojej drugiej zagrożonej poronieniem a potem przedwczesnym porodem ciąży. A Synek właśnie skończył 2 lata. Kryzys się nawarstwiał. Chmury się zbierały. Niezaspokojone potrzeby odkładane były na półkę "kiedy będzie czas" i tak dotarliśmy do smutnego momentu (gula rośnie w gardle), że relacja się popsuła. Czuję, że w naszym związku brakuje szacunku, empatii, przyjaźni, miłości i docenienia (mojej) pracy w domu. Fajnie jest, że zakupy zrobione, lodówka pełna, dom posprzątany. I to się SAMO robi.
Sytuację przeanalizowałam już z każdej strony. Wiem, że mąż ma swoje racje. Niestety nie wszystkie (z przyczyn ode mnie niezależnych) mogą być spełnione.
Działo się u nas sporo. Nie o wszystkim chyba tu będzie.
Tak jak sobie obiecywałam w postanowieniach noworocznych zaczęłam dbać o swoje zdrowie. Korzystając głównie ze państwowej służby zdrowia NFZ, ponieważ jest bezpłatna. Doprowadziło mnie to donikąd. Mimo różnych objawów nic nie ustalono. W końcu poszłam do lekarzy prywatnie i teraz składam te puzzle do kupy. Nie jest idealnie, ale jak jest to jeszcze nie wiadomo. Mam nadzieję, że nie jest źle i wyjdę na prostą.
Nie lubię pisać o moim życiu osobistym. Wolałabym te słowa wylać do pamiętniczka schowanego głęboko w szufladzie. Ale w końcu prowadzę bloga w ramach pamiętnika, więc nie pozostaje mi nic innego niż tu rozlać trochę goryczy. Przechodzimy z mężem kryzys małżeński, po wielu wspólnych latach (piętnastu) po raz pierwszy. Jak sięgam pamięcią i się dokopię do wspomnień to trwa on od mojej drugiej zagrożonej poronieniem a potem przedwczesnym porodem ciąży. A Synek właśnie skończył 2 lata. Kryzys się nawarstwiał. Chmury się zbierały. Niezaspokojone potrzeby odkładane były na półkę "kiedy będzie czas" i tak dotarliśmy do smutnego momentu (gula rośnie w gardle), że relacja się popsuła. Czuję, że w naszym związku brakuje szacunku, empatii, przyjaźni, miłości i docenienia (mojej) pracy w domu. Fajnie jest, że zakupy zrobione, lodówka pełna, dom posprzątany. I to się SAMO robi.
Sytuację przeanalizowałam już z każdej strony. Wiem, że mąż ma swoje racje. Niestety nie wszystkie (z przyczyn ode mnie niezależnych) mogą być spełnione.
Rzeczywistość dookoła udaje mi się maskować z dobrym skutkiem. Mam przyklejony uśmiech. Może nie szeroki, ale mam. Jestem dobrą gospodynią (obiady są, posprzątane jest, sprawy organizacyjne ogarniam sama). Matką jestem kochającą i troskliwą, słuchającą i nieoceniającą. Dzieciaki to czuję i są ze mną w pozytywny sposób związane. Ale o nich dziś nie będę pisać.
Żoną jestem chyba słabą. I w ogóle moja kobiecość jest w rozsypce. Chciałabym to wszystko pozbierać. Czy sama dam radę? - wątpię. Czy mi ktoś pomoże? - nie wiem. Smutno mi tak po ludzku i jakoś tak myślę sobie, że nie zasłużyłam.
Mąż chodzi własnymi drogami. Ja jestem czasami powietrzem. Mąż milczy lub warczy i fuka. Pracuje więc musi odpoczywać. Z dziećmi wygląda najlepiej na zdjęciu. Ewentualnie na rodzinnym spacerze.
Ja też już coraz mniej słucham. Coraz rzadziej coś opowiadam. Zapomnieliśmy czym jest miła rozmowa.
Na razie będzie tyle...
Żoną jestem chyba słabą. I w ogóle moja kobiecość jest w rozsypce. Chciałabym to wszystko pozbierać. Czy sama dam radę? - wątpię. Czy mi ktoś pomoże? - nie wiem. Smutno mi tak po ludzku i jakoś tak myślę sobie, że nie zasłużyłam.
Mąż chodzi własnymi drogami. Ja jestem czasami powietrzem. Mąż milczy lub warczy i fuka. Pracuje więc musi odpoczywać. Z dziećmi wygląda najlepiej na zdjęciu. Ewentualnie na rodzinnym spacerze.
Ja też już coraz mniej słucham. Coraz rzadziej coś opowiadam. Zapomnieliśmy czym jest miła rozmowa.
Na razie będzie tyle...