niedziela, 30 listopada 2014

Rozwój komunikacji u półtoraroczniaka

Dzieci mają swoje powiedzonka, z których później wyrastają. Lulek jest w tym wieku (ok. 1,5 roku, a w przyszłym roku skończy 2 lata), że każde słowo zachwyca. A że lubi gadać zdaniami, odmienia przez przypadki to ja się rozpływam nad jego predyspozycjami w mowie :)

Tak, żeby kiedyś do tematu wrócić tu sobie kilka próbek wynotuję:

Wylał zawartość szklanki na podłogę: "Luluś wylał picie. Nic się nie tało. Mama poprząta"

Prosi o śniadanie w trybie oznajmującym: "Mama zrobi Lulusiowi kaszkę"

Żąda pilota od TV: "Mama pinieś pilota"

Podczas wizyty u okulisty:
"Pani ma okularki malutkie. Ogląda Lulusia. (po czym tonem rozkazującym) "Pani zapali lampę. Teraz!"
"Pani ma dużo babawek (zabawek). Luluś jeździ amochodzikami. Luluś idzie do domu. Zostawi amochodziki na parking."

Mówię, że dzisiaj świeci piękne słońce. Luluś na to: "Rzeczywiście świeci" :)))

Proszę, żeby oddał Lusi jej flamastry: "Luluś odda oczywiście" :)

Lulek kucnął za stolikiem."Będziesz robił kupę" - pytam.  Luluś na to: "Chyba nie". I nie zrobił :)

Wyglądam zza drzwi, żeby zobaczyć co robi w swoim pokoju. Luluś na to: "Mama, schowaj się lepiej" :D

Jem ciasto, którego on jeść nie może. Luluś z oczami proszącymi: "Oj daj troseczkę".

poniedziałek, 24 listopada 2014

Diagnoza jesienna

Lusia miała w przedszkolu "diagnozę jesienną", jakiś sprawdzian umiejętności w pięciu obszarach i we wszystkich uzyskała prawie maksymalną liczbę punktów. Jest w pierwszej czwórce dzieci z najlepszymi wynikami (jakoś tak powiedziała Pani)
Hurraaaa :))))))
Pani nie omieszkała mi zakomunikować, że to zadziwiająco fantastyczny wynik w zestawieniu z tym, że ona więcej siedzi w domu niż chodzi do przedszkola. "Widać, że pani z nią pracuje" :))))
Nie cieszę się, że widać pracę, tylko, że są efekty. A nasza praca to nauka zabawowa, więc obie ją lubimy.
No i niespodzianka, bo Lusia się nigdy nie zgłasza i właściwie do tej pory Pani nie wiedziała, jaką ona ma wiedzę i umiejętności.

Nie afiszowałam się z tym, ale jestem bardzo dumna :)

***

A dziś był basen i z zaawansowanej grupy Lusi się trochę dzieci wykruszyło, część przeszła do grupy niezaawansowanej, a część się rozchorowała. Dziś z czternaściorga wyjściowych było 6 osób. I Lusia naprawdę super sobie radziła. Pani ustawiła ją jako pierwszą na torze i o dziwo tak się spięła, że pływała modelowo. I skakała do wody też :) TO lubi najbardziej.
Niestety nie je obiadów przed basenem w przedszkolu i jedzie głodna. Zawsze jest ryba + ryż/ewent. ziemniaki. Ryb nie jada. Potem nie ma siły pływać i się cały czas trzęsie. Z minuty na minutę jest coraz słabsza i bardziej fioletowa. Dla mnie - MATKI to mało krzepiący widok i lepiej tego widowiska nie oglądać...
Mąż naciska, żeby na basen chodziła bo to jest dla niej frajda i rozwój motoryki. Ale laryngolog specjalnie zadowolona nie jest, bo niestety zawsze idzie w zatoki :( Mam nadzieję, że teraz przez te sterydy jest trochę chroniona.

czwartek, 20 listopada 2014

Chorowanie Lusi

Dzieci znowu chorują. Już od dłuższego czasu. Z katarami nieprzerwanie walczymy od września. Teraz Lusi doszedł kaszel. Nie jest męczący, ale cały czas jest. Głównie o poranku i wieczorem. Ponieważ Lusia ma często zapchane zatoki, i taką ropną wydzielinę, dość często chodzimy do laryngologa. I w tym tygodniu tez poszłyśmy na kontrolę. Niby nie jest źle. Ale przez ponad tydzień nie chodziła do przedszkola, bo miała "gluta". Wcześniej tydzień była na wyjeździe z "glutem". Teraz sytuację opanowałam za pomocą sterydów wziewnych (to już u nas ostateczność i ostatni raz stosowałyśmy ponad 2 lata temu) i innych wynalazków, nie wspominając leków antyhistaminowych. Teraz Lusia wygląda na oko całlkiem OK "tylko pokasłuje" ale zdrowa to na pewno nie jest... Jutro odstawiam sterydy i zobaczymy jaka będzie sobota...

Właśnie trzy tygodnie temu, po kilkudniowej przerwie, poszła do przedszkola ładna, zadbana zadowolona dziewczynka. Odbieram ją zmęczoną, pokasłującą, i z glutem wiszącym (mimo, że naprawdę umie wydmuchiwać nos i robi to często nawet w przedszkolu). Coś jest w tym środowisku, że ona tak ciągle choruje. A jest tam tylko 4 godziny (ze względu właśnie na niską odporność)

Teraz dostała szczepionkę podnoszącą odporność. Za kilka dni ją kończymy. Ale nie chce mi się wierzyć, że to pomoże. Dostała też równolegle leki homeopatyczne, co mam nadzieję trochę ją uodporni. Z doświadczenia wiem, że dobrze na nią działają (dobrze też działają na Lulusia). Nie chce mi się myśleć, co nas czeka w grudniu. Nie przeszkadza mi, że siedzimy sobie razem w domu. Ale w przedszkolu ma koleżanki, co jest dla niej bardzo ważne. Nie chcę, żeby była pozbawiona kontaktu z rówieśnikami. A z drugiej strony chorego dziecka nie będę prowadzała do przedszkola. Sama mówi, że się wstydzi jak ciągle smarka i kaszle.
I tak nie wiem co robić, a moje myśli gonią swój ogon :(

poniedziałek, 17 listopada 2014

Miłość

Kocham moje dzieci bezgranicznie i z wzajemnością. Jestem szczęściarą. Mam czas i możliwość, żeby być z nimi na co dzień. I ogromnie się z tego cieszę. Gdy Luluś jest zmęczony mogę go przytulić, wziąć na ręce, ukołysać. Gdy Lusia się zdenerwuje, jest rozdrażniona lub smutna może przyjść i usiąść na moich kolanach. Z resztą ją też noszę, jeśli potrzebuje.

Dziś Luluś się przewrócił o kapcie i wołał "Mamusiu, mamusiu, gdzie jesteś". I za chwilę kołysałam go na ręku, a On się spokojnie i ufnie wtulił w moje ramiona. Przestał płakać w sekundę. Bezcenna chwila. Myślę, że gdy Mały podrośnie będę wracała do tych chwil.

Wieczorem, gdy mąż go usypiał (robi to codziennie) Luluś zaczął popłakiwać, że chce do "Mamusi"... i w końcu po kilkudziesięciu minutach (gdy umyłam i położyłam córkę) weszłam do niego do pokoju. Wyciągnął rączki do góry i mówi "Mamusia przyszła". Wzięłam go na ręce, przytuliłam i usnął w dwie minuty...

Mam takie wrażenie, że nie ma takich słów, którymi mogłabym opisać miłość do dzieci...