niedziela, 13 lipca 2014

Tak, śpię z dziećmi...

Temat drażliwy. Gdybym poruszyła publicznie, pewnie znalazłoby się kilka osób, które by się na mnie bez wahania rzuciły "wariatka, rozpieszcza, nie stawia granic" :) Za sprawą wizyty mojego brata, który również ma małe dziecko, pojawiła się w dyskusji kwestia spania. Pierwszego wieczora patrze, a tu na magicznym stoliczku przy łóżku rozkładają buteleczki, kaszkę, mleczko, wodę w termosie i inne akcesoria. Pytam: "Cóż to?" Otóż, dziecko niespełna dwuletnie, budzi się w nocy z płaczem 3 razy i podjada kaszę z butelki na uspokojenie i dobry sen. Mama lula chwilę i odkłada do łóżeczka i za 3 godziny od nowa cała procedura. Na moje pytanie, czy próbowali spać z dzieckiem, zgromili mnie wzrokiem i stwierdzili: "Spanie to jedyna kwestia, w którym mu nie ulegliśmy"... Pomyślałam: "taaa, wolicie wstawać 3 razy w nocy, szykować butelki, lulać..." 

Córka
Każdy ma własną historię. Ja niegdyś, będąc matką bardzo niepewną siebie, czytającą poradniki Tracy Hogg jak Biblię, również przyzwyczaiłam córkę do spania we własnym pokoju, we własnym łóżeczku. O ile zasypianie przychodziło łatwo i dosłownie w kilka minut (po dłuuugim czasie udręki nauki samodzielnego usypiania), o tyle noc już nie była tak satysfakcjonująca. Córka budziła się, co pół godziny. Pewnie skłamię, ale mam wrażenie, że z 50 razy w ciągu nocy. Za każdym razem biegłam na złamanie karku, obijając się o stół, ślizgając na porozrzucanym zabawkach, w mgnieniu oka wpadałam do jej pokoju, spocona ale i nieprzytomna, szukałam smoczka, wkładałam jej do buzi i 5-10 min gładziłam po głowie, aż usnęła... i za około 30-40 minut zrywałam się po raz kolejny. Myślałam, że tak musi być. Tracy Hogg, by mnie zapewnie pochwaliła za żelazną konsekwencję - Córka spała sama. W rozmowach z koleżankami brylowałam: "Tak, tak śpi sama. Oczywiście". Mąż pąsowy od pochwał, jak to sobie świetnie radzimy. W rzeczywistości wstawałam rano, a raczej zwlekałam się z łóżka całkiem nieprzytomna, rozdrażniona, na skraju załamania nerwowego. Wszystko mnie wkurzało. A codzienność przytłaczała. Robiłam swoje, jak to matka, ale czułam się zmiażdżona.
Gdy Córka miała niewiele ponad dwa lata, potwornie się rozchorowała. Dostała olbrzymiej gorączki, była nieprzytomna, co chwilę omdlewała. Okropnie charczała i miała obturacje płuc. Nic nie mogła przełknąć, w końcu zaczęła wymiotować żółcią. Staliśmy z Mężem w panice, ze skierowaniem do szpitala w dłoni, z ostatnią szansą podania doustnego antybiotyku. Córka wymiotowała od kaszlu szczególnie na leżąco, więc się zawzięłam i postanowiłam nie pozwolić jej się położyć. Wieczorową porą, usiadłam z nią na łóżku, posadziłam ją między moimi nogami, trzymając jedną ręką jej głowę wspartą na mojej klatce piersiowej, drugą zaś obejmowałam ją lekko w talii. W tej pozycji podaliśmy jej antybiotyk. Gdy tylko się wzbierała do kaszlu podawałam łyczek wody... i atak przechodził. Spałyśmy tak całą noc. Drętwiał mi kark, ręce, nogi, stopy. Właściwie zasypiałam na 10 minut, by obudzić się w szoku, że "tak, tak wciąż siedzimy, jest dobrze, nie wymiotuje". Nad ranem gorączka zaczęła spadać, a świst z płuc nie był już tak donośny. Rano Córka zjadła śniadanie! i oglądałyśmy w łóżku książeczki. Gdy nastał wieczór, wiedziałam że nie mogę jej samej zostawić. Wsparłam ją na kilku poduchach, by kaszel mniej męczył i położyłam się obok. Córka w nocy kilkakrotnie dłonią sprawdzała czy jestem. Przespałyśmy tak 13 godzin. Szok. Kolejne dni przyniosły znaczną poprawę zdrowia. Po tygodniu Córka czuła się już całkiem dobrze. Wciąż spałyśmy razem. I od tego czasu Córka śpi z nami (w swoim łóżeczku dostawionym do naszego). Sama zasypia wtulona w swoje misie. Przesypia  w nocy 12 godzin. A ja jestem wypoczęta. I nie będę ukrywała. Cudownie jest, gdy jej małe rączki głaszczą mnie po głowie lub gdy wkłada swoją dłoń w moją.

Syn
Jest jeszcze malutki. Przez pierwsze dwa miesiące spał ze mną. Następnie przenieśliśmy go do Jego własnego pokoju, do łóżeczka. Nie miał nic przeciwko, sam zasypiał. Gdy skończyła 8 miesięcy, coś się w jego małej główce zadziało, że płakał w nocy, a płaczu nie mogliśmy nijak ukoić. Przychodziłam, lulałam, dawałam mleko, wodę, ale mimo to, płakał okropnie. Myślę, że płakał z tęsknoty i samotności. Będąc na wyjeździe w górach, zmuszeni byliśmy wziąć go do swojego łóżka, gdyż turystyczne się w pokoju nie  mieściło. I cały wyjazd Dziecko przespało bez nocnych pobudek. Szok i niedowierzanie. Czyżby historia lubiła się powtarzać...

Mogę otwarcie powiedzieć, że MOJE DZIECI POTRZEBUJĄ WSPÓLNEGO SPANIA.

Czuję, że dla mnie i dla moich dzieci wspólne spanie to NAJlepsze rozwiązanie. Ja się wysypiam. One są wypoczęte, pewniejsze siebie i spokojniejsze. Ale myślę też, że każdy jest inny, każde dziecko jest inne, i każda rodzina jest inna, i kwestię spania należy dostosować indywidualnie. Czasami dzieci dobrze akceptują swoje łóżeczko i swój pokoik. Moje akurat nie bardzo :)
Mogę sobie wyobrazić, że ktoś nie mógłby spać obok dziecka, bojąc się że je przygniecie itp. Mogę sobie wyobrazić, że komuś dziecko przeszkadza, bo się rozkłada na całym łóżku i krąży niczym planeta po nieboskłonie. Ale nie podzielam opinii, że dzieci śpiące z rodzicami są mniej samodzielne, niż te które śpią same. Że WSZYSTKIE dzieci muszą nauczyć się samodzielnie spać i zasypiać. MOJE całe szczęście nie muszą :) Ładują w nocy emocjonalne akumulatory, dzięki czemu w dzień są bardziej rezolutne i odważniejsze.

W kolejnym poście chciałam napisać o wpychaniu dzieciom na siłę jedzenia, od czego włos mi się jeży na głowie i co mnie wkurza. Bo moim zdaniem to jest przemoc wobec Dziecka, które nie ma się jak obronić... ale o tym to już kolejny post :)

2 komentarze:

  1. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Opisałaś to wszystko tak szczegółowo, że teraz wiem iż nasze sytuacje były bardzo podobne. Zmiażdżona to dobre słowo - ja własnie tak czuję się od jakiegoś czasu. Chętnie skorzystam z Twojego doświadczenia i wypróbuję owe metody wychowawcze na własnym "podwórku". Mam nadzieję, że i u nas przyniosą taki dobry rezultat.
    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będzie to pocieszające, ale mój mały Luluś ma znów kryzys. Na wakacjach spał ze mną i przesypiał 12-13 godzin w nocy. Gdy wróciliśmy do domu, mąż uznał, że przecież ma swoje łóżeczko, które nie zmieści się do naszej sypialni, więc powinien tam spać. I teraz Synek usypia u siebie z jednym z nas i śpi w swoim łóżeczku. W nocy o 03.00-04.00 się budzi z płaczem, wstaje i krzyczy. Przychodzę i zabieram go do "dużego łóżka" i śpimy do rana. Trochę mnie to wybija ze snu.... ale przecież Mąż.
    Ostatnio kilka razy wzięłam go do naszego łóżka na całą noc, ale on mimo to wybudza się ok 03.00 i wrzeszczy "Mamusia." Musze go długo lulać w ramionach, żeby zasnął. Wydaje mi się, że strach, że jest sam w pokoju, powoduje, że podświadomie się wybudza, bo myśli, że nie mam Mamusi. No zobaczymy, jak się temat rozwiąże. Póki co śpi z nami. Żałuję, że z Mężem muszę się przepychać w tym temacie. Ale rozumiem jego potrzebę prywatności.
    Cieszę się, że tematyka jest Ci bliska. I trzymam kciuki, żeby się udało w końcu wyspać i Tobie i dziecku :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń