niedziela, 13 lipca 2014

Łzy rozstania... a jednak.

Dziś moja Pierworodna wyjechała z dziadkami nad morze. Gdy tylko samochód zniknął za rogiem ulicy, rozpłakałam się jak bóbr. Nie mogłam tego powstrzymać. Odkąd urodziłam dzieci, stałam się jakby odporniejsza i w zasadzie to rzadko płaczę. Jestem raczej opanowana pod tym względem. Ale dziś wezbrało się we mnie morze rozpaczy. Dziwne to, bo wiem, że wyjeżdża z moimi rodzicami i jest pod dobrą opieką, a mimo to ból rozstania strzępi me serce.

Bardzo chciałam, żeby pojechała, odpoczęła od domu, pobawiła się w piasku, spacerowała po falochronach (co bardzo lubi). Chciałam, żeby stała się na moment najważniejsza, czego nie ma w domu, gdyż Mały Bączek skutecznie kradnie należną jej uwagę.

Mam nadzieję, że się szybko pozbieram. A Nusia szczęśliwie w słońcu spędzi nadchodzący tydzień :)
Nie ma się też co rozklejać, bo został ze mną Mały Bączek. Już nie pamiętam, jak to jest mieć jedno dziecko w domu. I szczerze mówiąc jestem tego bardzo ciekawa :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz