środa, 11 marca 2015

W rozsypce.

Jestem... tak długo mnie nie było, że nie wiem od czego zacząć. Ten wpis układałam już w głowie sto razy, choć wątpię, że zabrzmi tak jakbym chciała. Lubię pisać na fali emocji, żeby nic nie uciekło. Jednak podczas tych emocji mam mnóstwo elementów "rzeczywistości" do ogarnięcia i jestem zmuszona pisać, gdy jest na to czas. I właśnie dlatego przez miesiące ten wpis nie powstawał. Może też dlatego, że w głowie nie wszystko było poukładane.

Działo się u nas sporo. Nie o wszystkim chyba tu będzie.

Tak jak sobie obiecywałam w postanowieniach noworocznych zaczęłam dbać o swoje zdrowie. Korzystając głównie ze państwowej służby zdrowia NFZ, ponieważ jest bezpłatna. Doprowadziło mnie to donikąd. Mimo różnych objawów nic nie ustalono. W końcu poszłam do lekarzy prywatnie i teraz składam te puzzle do kupy. Nie jest idealnie, ale jak jest to jeszcze nie wiadomo. Mam nadzieję, że nie jest źle i wyjdę na prostą.

Nie lubię pisać o moim życiu osobistym. Wolałabym te słowa wylać do pamiętniczka schowanego głęboko w szufladzie. Ale w końcu prowadzę bloga w ramach pamiętnika, więc nie pozostaje mi nic innego niż tu rozlać trochę goryczy. Przechodzimy z mężem kryzys małżeński, po wielu wspólnych latach (piętnastu) po raz pierwszy. Jak sięgam pamięcią i się dokopię do wspomnień to trwa on od mojej drugiej zagrożonej poronieniem a potem przedwczesnym porodem ciąży. A Synek właśnie skończył 2 lata. Kryzys się nawarstwiał. Chmury się zbierały. Niezaspokojone potrzeby odkładane były na półkę "kiedy będzie czas" i tak dotarliśmy do smutnego momentu (gula rośnie w gardle), że relacja się popsuła. Czuję, że w naszym związku brakuje szacunku, empatii, przyjaźni, miłości i docenienia (mojej) pracy w domu. Fajnie jest, że zakupy zrobione, lodówka pełna, dom posprzątany. I to się SAMO robi.
Sytuację przeanalizowałam już z każdej strony. Wiem, że mąż ma swoje racje. Niestety nie wszystkie (z przyczyn ode mnie niezależnych) mogą być spełnione.
Rzeczywistość dookoła udaje mi się maskować z dobrym skutkiem. Mam przyklejony uśmiech. Może nie szeroki, ale mam. Jestem dobrą gospodynią (obiady są, posprzątane jest, sprawy organizacyjne ogarniam sama). Matką jestem kochającą i troskliwą, słuchającą i nieoceniającą. Dzieciaki to czuję i są ze mną w pozytywny sposób związane. Ale o nich dziś nie będę pisać.
Żoną jestem chyba słabą. I w ogóle moja kobiecość jest w rozsypce. Chciałabym to wszystko pozbierać. Czy sama dam radę? - wątpię. Czy mi ktoś pomoże? - nie wiem. Smutno mi tak po ludzku i jakoś tak myślę sobie, że nie zasłużyłam.
Mąż chodzi własnymi drogami. Ja jestem czasami powietrzem. Mąż milczy lub warczy i fuka. Pracuje więc musi odpoczywać. Z dziećmi wygląda najlepiej na zdjęciu. Ewentualnie na rodzinnym spacerze.
Ja też już coraz mniej słucham. Coraz rzadziej coś opowiadam. Zapomnieliśmy czym jest miła rozmowa.

Na razie będzie tyle...

6 komentarzy:

  1. To przykre, jak w związku zaczyna się psuć. To trudne tematy, w których jest cała gama kolorów a nie tylko czerń i biel. Dwie osoby, to dwa spojrzenia na sytuację, dwa charaktery, różne problemy, oczekiwania i żale…i często dwie RACJE., dlatego, choć zawsze w takich sytuacjach radzi się „rozmawiajcie!” w praktyce to niezmiernie trudne. Warto walczyć, ale najważniejsze to nie zatracić siebie. Mam bliską osobę, która robiła wszystko dla innych, nie realizowała siebie, tylko dawała wszystko innym na tacy, to był jej wielki życiowy błąd, którym skrzywdziła nie tylko siebie, ale i…swoich bliskich. Nie wiem czy u Ciebie jest podobna sytuacja, pierwszy raz jestem tu gościem, nie wiem np. dlaczego nie pracujesz (chyba że się mylę). Ja nie wyobrażam sobie życia bez pracy zawodowej, kocham męża bardzo mocno, uważam nasz związek za „jedność”, a jego za „moją drugą połówkę”, ale nie wyobrażam sobie nie mieć tej niezależności (teraz i na przyszłość), odskoczni jaką daje praca. Z racji tego że oboje pracujemy nie ma u nas takich podziałów – ja zarabiam a ty zajmujesz się domem, nie wyobrażam sobie tak. Pracę domową dzielimy raczej wg możliwości (mąż – silniejszy - pali w piecu, ja staranniej wywieszam pranie, itp.). Stopniowo wypracowaliśmy sobie, że nie ma tak, że jedno pracuje w domu, a drugie sobie odpoczywa na sofie. A już w ogóle jeśli chodzi o dziecko – nie ma przy nim obowiązku typowo mojego czy też typowo męża. Myślę, że to PARTNERSTWO dużo nam daje, ale my generalnie robimy wszystko razem. Spotykamy się w domu ok 16 i raczej wszystko robimy wspólnie, jemy, razem idziemy na spacer/zakupy/ salę zabaw z synkiem. Tak się zastanawiam, jak to jest u innych kiedy często widzę gdzieś dziecko z jednym rodzicem. Nie umiem poradzić jak to racjonalnie zorganizować w przypadku, gdy mama nie pracuje zawodowo…
    Życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za troskę. Postaram się w kilku zdaniach o Nas... Ja jestem "mamą domową" i taki podział ról z mężem uznaliśmy za najkorzystniejszy i pasujący nam obydwojgu. Jest mi dobrze tu gdzie w życiu jestem. Mam swoje aktywności pozadomowe. Mam świat rodzinny.
      O moim byciu "mamą domową" zdecydowało kilka czynników, m.in to, że dzieci urodziły się wymagające trochę więcej pracy, były rehabilitowane mniej więcej do 10-12 miesiąca życia. Teraz córka (5 lat) jest na 3-tygodniowym turnusie rehabilitacyjnym, na który dojeżdżamy. To już bardziej kosmetyka, jednak wymaga od rodzica zaangażowania i obecności.
      Synek natomiast skończył właśnie 2 lata i jest alergikiem. Choćby z tego powodu nie ma możliwości posłać go do żłobka. Do roku nie jadł mięsa. Do 1,5 roku nie jadł warzyw i owoców. Teraz jest już łatwiej może jeść banany, gruszki, jabłka, ziemniaki i marchew :) No i większość mięs. Posiłki zawsze przygotowuję mu sama.
      Gdy córka miała rok wróciłam na 1/3 do pracy i wykonywałam ją z domu. Pracowałam po kilka godzin dziennie. Później musiałam już wrócić na normalnych warunkach. Nie było mnie w domu po 11-12 godzin. Nie było innej opcji, taka praca. Nie muszę dodawać, że jej nie widywałam. A mąż z pomocą babci ją ogarniał. Życie bez mamy stało się smutne, a i dla mnie sytuacja była nie do zniesienia.
      Tak więc jestem w domu z całym bagażem doświadczeń :) I jest nam dobrze. To cudowny czas.Teraz jestem z dziećmi, ale nadejdzie taki moment, gdy z radością wrócę do życia zawodowego. Ale wszyscy musimy być na to gotowi.
      Gdy nie mieliśmy jeszcze dzieci też pracowaliśmy obydwoje, dużo podróżowaliśmy, był podział obowiązków. Ale posiadając dzieci już nie da się tak wszystkiego robić "razem". Ja gotuję, mąż się bawi z dziećmi. Mąż jest w pracy, ja ogarniam Maluchy.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Przykro mi, że dopadł Was kryzys - jednak mam nadzieję, że zostanie zażegnany i że jakoś uda się Wam dojść do porozumienia. A może Mąż powinien od czasu do czasu zostać sam z dziećmi i ze wszystkimi obowiązkami domowymi? Miałby wtedy okazję przekonać się, że w domu nic nie robi się SAMO i że jest to praca równie ciężka i wymagająca jak jego praca zawodowa. Może wówczas bardziej doceniłby to, co robisz, bo moim zdaniem (na podstawie tego, co piszesz, ponieważ nie znam dokładnie całej sytuacji) jego postawa wobec Ciebie jest jednak nieco zbyt roszczeniowa i trochę krzywdząca...Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
  3. O tym, żeby dużo ze sobą rozmawiać wiadomo. Ale co zrobić żeby druga strona słuchała? Kiedyś, gdzieś przeczytałem taką radę, żeby wytworzyć dobrą atmosferę. Przede wszystkim musi być spokojnie, a wręcz relaksująco (mimo trudnych tematów). Jeśli Twój Mąż lubi odprężający masaż, lub po prostu przytulanie z odprężającym głaskaniem, może warto delikatnie spróbować takiego sposobu wstępu do rozmowy? Celem niech jednak nie będzie sama rozmowa i Twoje racje na wierzchu, ale wspólne bycie, wspólna chwila. Jeśli wyczujesz, że Mąż nie chce tematu, odłóż rozmowę na kiedyindziej, ale nie przerywaj wspólnej chwili. To nie ma nic wspólnego z hipnozą, ani manipulacją. Ale może zadziałać. Na mnie to działa :)
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, spróbujemy zobaczymy... dziękuję za radę.
      Już na pamięć znam chyba "Przestrzeń dla rodziny" Jespera Julla. Lubię tę książkę, taka do poduszki. Perspektywa związku, którą Jull prezentuje bardzo jest mi bliska. Jak byłoby super, gdyby mój Mąż chciałby spojrzeć choćby na kilka akapitów. Na razie mimo moich próśb nie ma czasu. Ale są inne przesłanki, że widzę światełko w tunelu :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń