Dotarłam w swym macierzyństwie do takiego momentu, gdzie
dzień jest już jako tako poukładany i nie muszę się zrywać bladym świtem z
powodu byle płaczu. Nie muszę odrywać zębów od kanapki. Czy wyskakiwać spod
prysznica nie spłukawszy piany.
Poranki są tak przesiąknięte rutyną, jak praca na taśmie
w przedsiębiorstwie przetwórstwa owoców. Wstaję o 7.00, wypijam szklankę wody.
Przygotowuję Lusi śniadanie i drugie śniadanie do szkoły. Budzę Lusię, która
zawsze z trudem się zwleka z łóżka. Sprawdzam, czy skarpetki ma w komplecie,
czy bluzka nie na lewą stronę. W wersji zimowej, gdy za oknem czarno jeszcze,
ubieram ją na śpiocha w łóżku. Panna ładnie współpracuje przez sen.
Piję drugą szklankę wody, a Lusia je śniadanie,
rozwiązując przy tym łamigłówki, lub przeglądając poranną prasę: Abecadło lub
Świersczyk, ewentualnie Gazetkę Biedronki ;)
Wyprawiam Lusię do szkoły. Jedzie z tatą na rowerze.
Siadam do swojego śniadania. Myję się. Ubieram. Czytam notatki
do nauki, książki akademickie. Rano mam chłonniejszy umysł. Nadchodzi 9.30 (czasem
10.00) budzi się Lulek. Idę do niego do pokoju. Jest czas na przytulanki,
wierszyki masażyki. Lulek pije wodę. Czytamy książeczki i jak nic mija 45 minut.
Jest już dobrze po 10.00. Lulek je śniadanie, ale coś jeszcze kończymy czytać. Lulek się ubiera, wciąż z moją pomocą, ale
coraz mniejszą. Bierzemy leki. Syropy, tuba,
płuczemy nos… poranek zleciał.
Dochodzi 11.00. Lulek biegnie na ogród, bo huśtawka
czeka, piaskownica się grzeje w słońcu, rower w blokach startowych, a ja biorę
się za obiad. Wstawiam zupę, najczęściej pomidorową i przygotowuję drugie
danie. W międzyczasie odkurzam, ogarniam stół kuchenny (nasze biurko rodzinne)
sortuję pranie. Szykuję pomoce do popołudniowej nauki i zabawy.
Około 12.15 jemy zupę i wyjeżdżamy na rowerach po Lusię
do szkoły. W drodze powrotnej drobne zakupy, targ, lody… i ok. 13.30 jesteśmy w domu. Dzieci hasają po
ogrodzie. W przypadku złej pogody, lub złych humorów oglądają ulubione bajki na
DVD. Ja przygotowuję obiad, który zjemy ok 14.00 lub po 16.00, gdy mąż i tata
wróci z pracy.
Reszta dnia to już rollercoaster lub całkowity armagedon…
zajęcia popołudniowe, czas na naukę, czytanie, zabawę w domu, i już na koniec o
wiele za późno dzieci idą spać i niestety najczęściej matka z niedokończoną
bajką w ręku razem z nimi…