poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rutyna codzienności



Dotarłam w swym macierzyństwie do takiego momentu, gdzie dzień jest już jako tako poukładany i nie muszę się zrywać bladym świtem z powodu byle płaczu. Nie muszę odrywać zębów od kanapki. Czy wyskakiwać spod prysznica nie spłukawszy piany. 

Poranki są tak przesiąknięte rutyną, jak praca na taśmie w przedsiębiorstwie przetwórstwa owoców. Wstaję o 7.00, wypijam szklankę wody. Przygotowuję Lusi śniadanie i drugie śniadanie do szkoły. Budzę Lusię, która zawsze z trudem się zwleka z łóżka. Sprawdzam, czy skarpetki ma w komplecie, czy bluzka nie na lewą stronę. W wersji zimowej, gdy za oknem czarno jeszcze, ubieram ją na śpiocha w łóżku. Panna ładnie współpracuje przez sen.

Piję drugą szklankę wody, a Lusia je śniadanie, rozwiązując przy tym łamigłówki, lub przeglądając poranną prasę: Abecadło lub Świersczyk, ewentualnie Gazetkę Biedronki ;)  Wyprawiam Lusię do szkoły. Jedzie z tatą na rowerze. 

Siadam do swojego śniadania. Myję się. Ubieram. Czytam notatki do nauki, książki akademickie. Rano mam chłonniejszy umysł. Nadchodzi 9.30 (czasem 10.00) budzi się Lulek. Idę do niego do pokoju. Jest czas na przytulanki, wierszyki masażyki. Lulek pije wodę. Czytamy książeczki i jak nic mija 45 minut. Jest już dobrze po 10.00. Lulek je śniadanie, ale coś jeszcze kończymy czytać.  Lulek się ubiera, wciąż z moją pomocą, ale coraz mniejszą. Bierzemy leki. Syropy, tuba, płuczemy nos… poranek zleciał. 

Dochodzi 11.00. Lulek biegnie na ogród, bo huśtawka czeka, piaskownica się grzeje w słońcu, rower w blokach startowych, a ja biorę się za obiad. Wstawiam zupę, najczęściej pomidorową i przygotowuję drugie danie. W międzyczasie odkurzam, ogarniam stół kuchenny (nasze biurko rodzinne) sortuję pranie. Szykuję pomoce do popołudniowej nauki i zabawy. 

Około 12.15 jemy zupę i wyjeżdżamy na rowerach po Lusię do szkoły. W drodze powrotnej drobne zakupy, targ, lody… i  ok. 13.30 jesteśmy w domu. Dzieci hasają po ogrodzie. W przypadku złej pogody, lub złych humorów oglądają ulubione bajki na DVD. Ja przygotowuję obiad, który zjemy ok 14.00 lub po 16.00, gdy mąż i tata wróci z pracy. 

Reszta dnia to już rollercoaster lub całkowity armagedon… zajęcia popołudniowe, czas na naukę, czytanie, zabawę w domu, i już na koniec o wiele za późno dzieci idą spać i niestety najczęściej matka z niedokończoną bajką w ręku razem z nimi…

5 komentarzy:

  1. Podoba mi się Wasz dzień! :)
    Ja to mogę pomarzyć tylko o tym, że Smerf pośpi kiedyś do 10.00. Zazwyczaj o 6.00 jest w pełnej gotowości. I też o wiele za późno chodzi spać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie skłamię wiele, że przyczyniłam się do tego, że dzieci długo śpią. Dziś Lusia do 10.15, a Lulek do 9.30.
      Rano o 7.00 mąż idzie do pracy i nawet, jeśli ja wstanę o tej godzinie, choć nie wiem, co musialoby się dziać ;) to zawsze robię wszystko po cichu i za zamkniętymi drzwiami kuchni. Wlasciwie nic prócz świergotu ptaków ich nie budzi. Ale jak mąż hałasuje w sobotę od 6 rano to wstaję między 7.00 a 8.00, więc u nas to kwestia przyzwyczajenia i warunków.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Chciałabym mieć taki uporządkowany, poukładany dzień - a tymczasem z Bąblem to naprawdę różnie bywa ;) A żeby tak pospał do 9-10 godziny - chyba już z rok czasu mu się to nie zdarzyło. Nawet jak w nocy mocno zabalował to i tak najpóźniej o 7 mieliśmy pobudkę ;) Pozdrowienia dla całej Waszej Rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, no u nas to tez nie zawsze taka rutyna, opisałam ten mój ulubiony scenariusz :)
    Myslalam, że w nieskonczonosc bedziemy sie z dziecmi przeciągać, w sprawie chodzenia spac. Bo one nawet o 22.00 "nie czuly sie zmeczone". Ale ale nadszedł ten wspaniały czas, że Lusia (lat 6) po ciężkim dniu przychodzi ok 20.00-21.00 i mowi "Mamo ide sie umyc, bo jestem zmeczona i musza sie polozyc." I za 15 minut juz spi :) i juz wierze, ze dziecko samo sobie w pewnym momencie reguluje biorytm. Czekamy z mężem tylko jak Lulek dorośnie i to bedzie życie :)
    Buziaki dla Was ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie na razie nie jest jeszcze wszystko tak poukładane jak u Was, ale tez osiągne kiedyś taki poziom tasmociagu ;)
    Na ta chwile to Malutka decyduje co i o której godzinie robię :)
    U nas w domu tez się "czyta" gazetki z biedronki ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń