czwartek, 29 maja 2014

Piknik

Moje Dziecię miało dziś w przedszkolu "Piknik w Ogrodzie". Niestety chore, a na dworzu 12 stopni Celsjusza. Jednak za namową pediatry postanowiłam, że pójdziemy. Dodatkowo dzieciaki występowały, uczyły się cały miesiąc piosenek, wiec chciałam Skrzatowi dać możliwość uczestniczenia w tym szumnym wydarzeniu. Będę okrutnie szczera. Na tyle prób, występ był słaby, nierówny. Wszystkie grupy śpiewały, jakby każda z osobna. Jakby tego było mało przy wtórze płyty CD z piosenkami nagranymi przez dzieci w studiu. Ale Przedszkolaki cieszyły się bardzo, to rodzice również. Po występie przewidziano część mniej formalną, mianowicie tańce: "Polonezem czas zacząć"... dalej krakowiak, polka, itd. Skrzat (motywowany moim entuzjazmem) niechętnie dołączył do korowodu, jednocześnie informując, że się boi, bo jest za dużo ludzi. Faktycznie było ok 90 dzieci i 50 rodziców.
Po kilku pląsach, opuściliśmy tańczących i usiedliśmy na ławeczce pod drzewem. Skrzat pobiegł po ciasteczko, które konsumował 10 minut. Pytałam, czy chce wziąć udział w trwającym właśnie konkursie, a może zatańczyć w kole z dziećmi. Nie otrzymywałam żadnej odpowiedzi. Żadnej. Skrzat siedział, patrzył na dzieci czy w dal(?), gryzł powoli ciastko. Po kilku kwadransach zapytałam, czy może chciałby pobawić się sam na zabawkach ogrodowych. Chętnie przystał na pomysł i stanął w kolejce do huśtawki. Niestety wszystkie okazały się zajęte. Oczekiwanie trwało 15 minut. Gdy już udało się wsiąść na huśtawkę, Skrzat był cały rozradowany. Postanowiłam podejść do grilla i zobaczyć, czy są już kiełbaski. Powiedziałam Skrzatowi, że podejdę do stolika kulinarnego, sprawdzę, czy jest coś do jedzenia i zaraz wrócę. Skrzat kiwnął potakująco głową. Nie oddaliłam się o 5 metrów, obejrzałam za siebie, patrzę, na huśtawkach Skrzata nie ma, za to stoi tuż obok mnie. Huśtał się całe 5 minut :( A tyle było czekania.
Skrzat ujrzał balon na trawie. Uśmiechnął się do siebie i biegł co sił w nogach, aby go podnieść. Gdy już wyciągnął rączkę po balon,przechwyciła go rudowłosa dziewczynka. Rozczarowany Skrzat z miną zbitego psa wrócił do mnie.
Ku mej radości Skrzat podjął interakcję z kolegą z grupy. Postanowili pojeździć na motorkach. Kilka z nich stało "na parkingu". Gdy podeszli, ostał się jeden, kolega wsiadł i odjechał, a Skrzat został z niczym. Patrzył, patrzył, jakby nie rozumiał. W końcu wrócił do mnie.
Łza zakręciła mi się w oku. Zwykle wesoły, rozgadany, szybki i zwinny Skrzat w przedszkolu wlecze się w ogonie dzieci, nie potrafi zawalczyć o swoje, nie podejmuje zabawy z dziećmi. Właściwie nic nie mówi. Patrzy w ziemię. Dlaczego?
Powolnym krokiem wracamy do domu. Pytam Skrzata, jak było. Odpowiada, że naprawdę fajny piknik. A za chwilę, uderza w ton lamentacyjny, że: za dużo atrakcji i nie zdążył się nabawić. Po powrocie do domu, narzeka że było za dużo ludzi i się bał, że było za głośno i nie mógł wytrzymać hałasu (faktycznie dudniło z głośników niemiłosiernie), a najgorszy to był pierwszy taniec, bo wszyscy się pchali i go ściskali.
Wczesnym wieczorem Skrzat poszedł do cioci, żeby się pobawić. Wrócił zadowolony, uśmiechnięty. Z zapałem opowiadał, że grali w szachy i bawili się w grę zręcznościową, zjedli podwieczorek. Odśpiewał Mamie i Tacie przygotowane piosenki jeszcze raz i spokojnie bawił się zabawkami z Małym Skrzatem.
Czasami nie ogarniam. Dlaczego w przedszkolu poczucie bezpieczeństwa mojego dziecka jest tak bardzo niskie? Dlaczego, nie chce korzystać z zabawy z kolegami z grupy. Jakby to był inny, nieprzyjazny mu świat.
Teraz Skrzat śpi za ścianą i salwami kaszle.... mam nadzieję, że noc będzie spokojna, bo taki dziś miał ciężki dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz