niedziela, 15 maja 2016

Gdy cisza trwa za długo...

... trudno zasiąść do nowego posta. Nie wiadomo o czym pisać. Od czego zacząć. Wybiórczo polecieć po wszystkim, czy wzięć konkretny temat na warsztat... piszę, i wciąż nie wiem, co z tego będzie.

Postawiłam wazon z bzem na stoliku i liczę, że słowa same popłyną. Wokół mnie spory rozgardiasz. W ten weekend miałam zjazd i wszelkie powierzchnie w w domu pokryły się zabawkami, klockami, kartkami ksero, kredkami, hulajnogami, jeździkami i tym wszystkim czego z powodu dość ponurej aury na dworzu nie można było używać, a co dzieciom do zabawy było niezbędne.

Stół kuchenny przy którym siedzę ugina się od książek, zbindowanych kserówek, skoroszytów  i zeszytów, zakreślaczy oraz kolorowych długopisów (moich). Jestem w trakcie sezonu zaliczeniowego na studiach i wciąż coś piszę, czegoś się uczę, przygotowuje jakieś prezentacje. Nie jest łatwo. Powiedziałabym, że jest ciężko, znacznie ciężej niż myślałam. I prawdę mówiąc gdyby nie pomoc ze strony rodziców i teściów to bym nie dała rady. Te dwie godziny dziennie, gdy wezmą Młodszego na podwórko, gdy Starsza jest w szkole to dla mnie czas na naukę. I wtedy wszystko inne odkładam na bok. Gdy wsparcia nie ma muszę rzeźbić po nocach. Ale gdy dzieci śpią to ja też padam.

Jeszcze dziś ten rozgardiasz muszę ogarnąć, więc na razie na tyle znalazłam czas...

2 komentarze:

  1. Wierzę, że musi być Ci szalenie trudno, ale wierzę też, że dasz radę. A satysfakcja na koniec będzie wielka!
    Trzymam kciuki za wszelkie zaliczenia.

    OdpowiedzUsuń