sobota, 30 sierpnia 2014

Jestem "nocną sową"

Kiedyś słyszałam o teorii mówiącej, że każdy z nas ma wewnętrzny zegar dziedziczony w genach. Jedni lubią wstawać rano, wtedy są najbardziej kreatywni, i oni o dziwo więcej śpią, bo wcześniej kładą się spać. Wieczorami są zmęczeni, a ich aktywność spada -  to SKOWRONKI, RANNE PTASZKI. Druga grupa, to SOWY, NOCNE MARKI - Ci, którzy rano nie mogą zwlec się z łóżka, nie zaczną dnia bez porannej dawki kofeiny, w postaci kubka kawy. Są za to najbardziej ożywieni w godzinach wieczornych. I wtedy są najbardziej twórczy i najlepiej pracują. Teoria ta mówi, że możemy się dostosować do potrzeb zewnętrznych, ale ten zegar mamy zapisany w genach, więc walka z nim jest bezsensowna.

Moja Babcia była SKOWRONKIEM. Wstawała rano, najczęściej po 6.00. Jeśli miała coś zaplanowane na ten dzień, np. pieczenie drożdżowego ciasta (które jest czasochłonne i wymaga sporo wysiłku fizycznego), to budziła się świtem o 5.00 i zabierała do zagniatania. Do 13.00-14.00 robota musiała być zrobiona, bo Babcia była już całkowicie przemęczona i senna. W godzinach popołudniowej NIGDY Babcia nie wykonywała żadnej pracy. Dzień już był jakby "wypracowany". O 13.00 jedli z Dziadkiem obiad. I o 14.00 odbywali pierwszą poobiednią drzemkę. Później radio, gazeta, TV, i kolejna drzemka. Po wiadomościach o 20.00 byli już  w łóżkach, powiedzmy gotowi do snu ;)

Kiedy chodziłam do szkoły dobrze pamiętam, że Mama siłą zwlekała mnie z łóżka, prosząc i grożąc na zmianę. Do szkoły zawsze byłam lekko spóźniona. Rano, przed lekcjami nie byłam w stanie napisać wypracowania czy odrobić pracy domowej, co nagminnie zdarzało się mojej przyjaciółce. Ja pisałam wszystko popołudniu lub wieczorem. Wcześnie kładłam się spać, bo jeśli nie wyspałam swoich godzin to byłam później nieprzytomna. 
Teraz, gdy mam rodzinę, prawie wszystko mi się poprzestawiało. Jestem "nocnym Markiem". Przez cały dzień towarzyszą mi dzieci i nie mogę się na niczym skupić dłużej niż 5 sekund. Dopiero wieczorem, kiedy jestem sama ze sobą i swoimi myślami :) biorę się za robotę.  Gotuję zupy. Pekluję mięso na następny dzień. Sortuję pranie i rozkładam do szafek. Segreguję dokumenty. Płacę rachunki. Przeglądam pocztę i odpisuję na mejle. Czytam. Czasami oglądam filmy, i tak czasami do 2.00 w nocy. Za to następnego dnia, ledwie schodzę z łóżka wraz z dziećmi, nie wcześniej niż o 9.00. Dzieci są dla mnie łaskawe, bo przyzwyczaiły się do tego rytmu. Lunia śpi, ile może, najczęściej do 10.00 (w weekendy i wakacje), a Luluś do 8.30-9.00. Tylko mąż się denerwuje, bo On lubi rano wstawać. Za to wieczorami siedzi ze mną równie długo, tylko szczęściarz potrzebuje mniej snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz