wtorek, 12 sierpnia 2014

Urlop na kempingu

Jak co roku dwutygodniowy urlop spędziliśmy na kempingu. Pierwszy raz wyjechaliśmy na przełomie lipca i sierpnia. I pierwszy raz pogoda była przez cały czas :) Ani jednego deszczowego dnia.



Kemping bardzo przyzwoity. Nie za duży, ale i nie za mały. Parcele wydzielone, nikt nikomu do przedsionka z butami nie wchodzi ;) Położony w lasie przy samej wydmie. A tuż za wydmą plaża. Od przyczepy - może 4 minuty. Szum morza słychać w przyczepie. Dogodny węzeł sanitarny. Oddzielnie prysznice, toalety, pralnia, kuchnia. W kilku miejscach zlewy do mycia naczyń, żeby nie trzeba było latać przez cały kemping do głównego węzła. Dla dzieci raj. Świetlica - miejsce spotkań starszej młodzieży. Boiska do siatkówki, koszykówki, badmintona. Plac zabaw ze ściankami wspinaczkowymi, równoważnią, zjeżdżalniami, hustawkami, etc. Jest też sklepik i mini-restauracja - wersja dla leniwych ;) Naprawdę przyjemne miejsce. Współurlopowicze to w większości Polacy i Niemcy, ale też Skandynawowie - którzy w przeciwieństwie do nas podróżują głownie Camperami.
Nasze dzieci miejscem były zachwycone. Nie chciały wyjeżdżać i już wiercą dziurę w brzuchu: "kiedy znów pojedziemy".

Czas spędzaliśmy nieśpiesznie. Rano wstawałam z dziećmi nie wcześniej niż o 9.00 Mąż - zapalony rowerzysta od świtu zwiedzał okolicę na rowerze i po 9.00 wpadał z ciepłym pieczywem :) Nie mamy parcia na słońce, więc na plaży byliśmy w ciągu dnia tylko 4 razy. W pozostałe dni robiliśmy sobie rowerowe wycieczki po okolicy (Córka mimo, że mała 4-latka,  ładnie dawała radę na swoim rowerku. Synek w foteliku u męża). Zwiedziliśmy skansen, mini-oceanarium, park dinozaurów, port i inne lokalne atrakcje. Wczesnym wieczorem, po obiedzie, chodziliśmy na plażę. Było naprawdę gorąco, wieczorami ponad 20 stopni. Dzieci kąpały się w morzu, robiły zamki z piasku, biegały po plaży.

Lubię spokój, i nie znoszę tłoku. Zmorą wakacji w sezonie, są dla mnie... inni turyści, których jest na plaży tyle, ile mrówek w mrowisku. Leżą jeden na drugim. Szukając odrobiny intymności "parawanują się" z każdej możliwej strony. W taki sposób, że niekiedy nie da się dojść do morza. Najlepszą miejscówkę mają ci, którzy moczą nogi w 14-stopniowym Bałtyku :) Ze względu na tłok właśnie, postanowiliśmy w dzień organizować sobie czas tak, aby odpocząć, a nie szukać w nerwach i pocie miejsca na położenie kocyka na plaży. Wieczorem inni urlopowicze szli "na miasto" a plaża pustoszała, z czego chętnie korzystaliśmy.

Mieszkając w przyczepie cały czas jesteśmy w kontakcie z naturą. I czasami z lenistwa nigdzie nie idziemy, bo równie miło jest wypić kawę przed swoim przedsionkiem, słuchając szumu fal i śpiewu ptaków. Dzieci od rana do wieczora są na dworzu. Gdy tylko się budzą wychodzą przed przyczepę, gdzie czekają już koledzy z rowerkami, piłką, gotowi do zabawy. Znajomi, którzy mieszkali w pensjonacie znacznie szybciej się "zbierali" z wyjściem, i szli prosto na plażę, bo jak to mówili, nie przyjechali po to, żeby "kisić się" w pokoju. My tego dylematu nie mieliśmy. A czas i tak szybko zleciał.

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o siedlisko kuzynki na Mazurach. Dom stoi tuż przy jeziorze, więc dzieci cały dzień oddawały się szaleństwom wodnym.  Pływaliśmy też trochę łódką. Mąż miał okazję wybrać się na surfing.

I już na zakończenie zawieźliśmy przyczepę ponownie na naszą mazurską działeczkę. Pogoda dopisywała, woda ciepła, jak zupa, tak więc dwa dni spędziliśmy nie wychodząc z jeziora. Córka uczyła się pływać i szalała z tatą skacząc z pomostu. Synek brodził w wodzie i pływał z mamusią. A wieczorami rozpalaliśmy sobie ognisko i piekliśmy kiełbaski.

Mieszkamy w dużym mieście, i jest tu bardzo jasno nawet w nocy. Świecą latarnie, witryny sklepowe. Wyją klimatyzatory. Słychać szum przejeżdżających samochodów. Nasza mazurska wieś to inny świat. Leniwy i spokojny. Kocham na Mazurach te "czarne noce", z rozgwieżdżonym niebem. W koło tylko szum brzózek, rechot żab i cykanie świerszczy. Poranki witają nas blaskiem słońca wychodzącego zza jeziora i dźwięcznym śpiewem ptaków. Gdy wracam do domu to tego brakuje mi najbardziej...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz